sobota, 25 maja 2013

22 - Wiecznie jakieś komplikacje!

- Zayn musimy pogadać... - Zaczęłam.
- Co się stało? - Zapytał lekko zmartwiony.
- Bo chodzi o to dziecko... - Nie umiałam się wysłowić.
- Jest moje... No i co? - Lekko się zaśmiał.
- No właśnie chodzi o to, że ono nie jest twoje i ja mam dowód. Chciało mi się płakać, jak zobaczyłam kto jest ojcem... I... Nie mogłam uwierzyć, że tak na prawdę zranił nas obojga... - Byłam już na prawdę bliska rozpłakania się.
- Ari spokojnie. Kto jest ojcem, jak nie ja? - Podszedł do mnie.
- Harry. - Szepnęłam i podałam mu papier, który dała mi była przyjaciółka Perrie.
- Skąd to masz? - Zapytał.
- Byliśmy dzisiaj u Jade Thirlwall. Powiedziała, że była z Perrie zrobić te testy i je sfałszowała. Mówiła, że wyciągnęła jej to z torebki, bo ma dosyć tych jej kłamstw i uznała, że lepiej będzie, jak się o tym dowiem. - Wyjaśniłam
- Kurw... Mój najlepszy przyjaciel... - Malik chwycił się za głowę.
- Uznałam, że będzie lepiej, żebyś ty wiedział o tym... - Powiedziałam i otarłam samotną łzę spływającą po policzku.
- Ari nie płacz. Lepiej będzie jak sobie to z nią wyjaśnię. - Przytulił mnie.
- On ciągle mi powtarzał, że mnie kocha, że mnie nigdy nie zrani, a to było jedno wielkie kłamstwo. - Wtuliłam się w jego tors.
- Wiem, ale to Harry. Jedno mówi, a drugie robi. Połóż się, jesteś pewnie zmęczona... W ogóle coraz bladsza jesteś. Może powinnaś jechać z tym do lekarza? - Zapytał zmartwiony.
- Nie dziw się. Białaczka. - Przypomniałam i się uśmiechnęłam.
- I czemu ty się uśmiechasz? To nic śmiesznego, ani miłego! - Wyglądał na prawdę na zmartwionego.
- I tak umrę. Nie ważne, czy teraz, czy później. Nie boję się śmierci. - Usiadłam na łóżku Malika.
- Gdyby Joanne byłaby facetem, dałbym jej po ryju, za to, że zaraziła cię pesymizmem. - Mruknął.
- Ja nie jestem pesymistką. Jo tak. Ale ja jestem bardziej realistką. Byłam optymistką, ale przestałam wierzyć w prawdziwą miłość i w podobne bajeczki. - Spojrzałam na niego.
- A ja wierzę, że ty nie umrzesz. A Harry dostanie po ryju, za to co zrobił. - Powiedział stanowczo.
- I na chuj ci to? Szczerze Zayn. Co ci to przyniesie? Jaką satysfakcję, będziesz z tego miał? - Zapytałam.
- Będę miał pewność, że ten dupek cię już nie zrani. - Odparł.
- To miłe, ale nie mogę ci ta to pozwolić. - Powiedziałam.
- A ja nie prosiłem o pozwolenie. - Zayn.
- Ale ja ci mówię, że masz tego nie robić. Nie mówię, że sobie nie zasłużył, bo zasłużył, ale będziesz miał przez to kłopoty. - Ja.
- No dobrze. Zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie. - Podszedł do mnie.
- Dziękuję. - Odparłam.
- Nie ma za co. Przyniosę ci twoje rzeczy. Będziesz spała ze mną. - Powiedział i wyszedł.
- Nie trzeba było. Nie jestem kaleką.A spać mogę na kanapie. I tak to za długo nie potrwa. - Powiedziałam, gdy wszedł do pokoju.
- Nie będziesz, spała na tej kanapie. A po za tym ja nie gryzę i spokojnie będę trzymał łapy przy sobie. Żadnych sztuczek. Wiem... - Powiedział.
- Dziękuję. - Powiedziałam i wstałam.
- Gdzie ty idziesz? - Spytał.
- Na dół. - Odparłam i wyszłam z pokoju. Poszłam do kuchni i wzięłam moje leki. Znów było mi nie dobrze. Udałam się do salonu gdzie siedziała Joanne, z Liamem, Louisem, Niallem, Harrym i z Malikiem, który już zdążył do nich dołączyć.
- Ariana jak się czujesz? - Zapytał Liam.
- Dobrze, nawet z faktem, iż Harry oszukiwał i mnie i Zayn'a. - Sztucznie się uśmiechnęłam i spojrzałam na loczka.
- O co chodzi? - Spytał Niall.
- Ooo. Harry nie pochwaliłeś się, że jesteś ojcem dziecka Perrie? - Zapytałam.
- CO?! - Pytali z szokowani.
- Właśnie to. - Powiedziałam i usiadłam Zayn'owi na kolana i się w niego wtuliłam, a ten się tylko triumfalnie zaśmiał.
- Jesteście znów razem? - Zapytał Louis.
- Nie, ale na Zayn'ie wygodnie się śpi, więc się Malik tak nie ciesz. - Powiedziałam.
*5 miesiące później.*
Jest ze mną coraz gorzej i został mi tylko nie cały miesiąc życia. Jesteśmy przyjaciółmi z Zayn'em, ale nie ma już tej samej atmosfery, jaka między nami była, zanim zaczęliśmy ze sobą chodzić. Cały czas leżę w łóżku i ciągle ktoś dotrzymuje mi towarzystwa. Jakoś jeżdżę na różne kontrole, ale wyniki nie są pozytywne... Najgorsze jest to, że cały świat już wie, że Ariana Collins ma białaczkę i umiera. Powoli, ale umiera...
***
Jestem obecne w szpitalu. Podłączona do milionów aparatur, które przytrzymują mnie przy życiu. Dzień. Został mi tylko dzień. Wszyscy siedzą przy mnie i są smutni.
- Czemu jesteście smutni? - Spytałam.
- Mi umiera siostra... - Odezwała się Joanne.
- A mi przyjaciółka, która mnie ciągle pocieszała, jak miałem doła. - Niall.
- Przyjaciółka, z którą mogłem robić śmieszne żarty innym, m.in. Liamowi. - Louis.
- Przyjaciółka, która w najgorszej sytuacji umiała zachować spokój. - Liam.
- Osoba, którą zraniłem, a nie chciałem. - Harry.
- A mi osoba, którą kocham nad życie, a nie raz ją zraniłem, z którą chciałem się ożenić, mieć z nią mnóstwo dzieci, zestarzeć się z nią i z nią umrzeć. Osoba która miała do mnie cierpliwość, umiała mi doradzić co założyć itp. - Zayn.
Przez nich miałam łzy w oczach, które po chwili znalazły się na moich policzkach i spokojnie spływały.
- Będę was obserwowała z góry. Albo z dołu. Zależy, gdzie mnie wyślą. - Lekko się uśmiechnęłam.
- Oczywiście, że do góry. - Powiedział Zayn.
- Jesteście wspaniali. Jo, zawsze wiedziała, jak mnie podnieść na duchu i dała mi nadzieję, wtedy kiedy jej nie miałam, Niall pokazał mi co lepiej jeść, a czego nie, nawet jeśli przez to mogłam strasznie przytyć, Louis dał mi poczucie humoru, Liam pokazał mi jak zachować spokój, kiedy jest naprawdę źle, Harry jak imprezować, dużo wypić i nie upaść, a Zayn... Zayn dał mi szczęście, poczucie własnej wartości, pokazał co to miłość, dał mi wszystko to, co może dać ukochany swojej dziewczynie... - Powiedziałam i zamknęłam oczy, a maszyny dały znak, że umarłam.
__________________________________________________________
Ale czy to prawda? No nie wiadomo... Okaże się, wtedy, jak skończy się głosowanie, które jest obok postów. Głosujcie i komentujcie i bla bla bla, a ja se ide. May xx

1 komentarz: